Pawełek - dwu- i trzylatek




Gdy Pawełek skończył roczek, zaczęłam chodzić z nim na zajęcia pływania, na zajęcia edukacyjne dla niemowląt i po prostu cieszyłam się dzieckiem, jak każda mama. W miarę upływu czasu widziałam coraz większą różnicę między Pawełkiem a pozostałymi dziećmi. Tłumaczyłam sobie, że on po prostu wolniej się rozwija i potrzebuje więcej czasu.

W takiej błogiej nieświadomości dotrwałam do czasu, gdy Pawełek miał 2 latka i 3 miesiące. Pawełek w dalszym ciągu nie mówił. Nic a nic. Na wizycie kontrolnej u lekarza neurologa, Pani doktor poprosiła o konsultację z neurologopedą, która od razu skierowała Pawełka na terapię. I tak zaczęliśmy chodzić raz w tygodniu na zajęcia terapeutyczne do logopedy.

Na początku Pawełek w ogóle nie chciał w tym uczestniczyć. Wyrywał się i krzyczał, albo patrzył nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń. Mimo to cierpliwie i konsekwentnie na terapii pokazywano mu obrazki i bawiono się z nim (a raczej próbowano). W międzyczasie Pawełek został skierowany na konsultację do psychologa i tam też został na terapii, która wyglądała bardzo podobnie. A ja się już przyzwyczaiłam do myśli, że mój synek ma problemy z mówieniem i że trzeba z nim ćwiczyć. Tak więc codziennie w domu konsekwentnie oglądałam z nim obrazki i uczyłam go nazw otaczającego świata.

W tym czasie z Pawełkiem było coraz gorzej. Od świtu do nocy trzaskał drzwiami, koniecznie z wielkim hukiem albo włączał i wyłączał światło. Gdy i to mu się znudziło, rzucał piłką, koniecznie twardą i plastikową, aby był jak największy hałas. W ostateczności zamykał się w szafie z głośno grającymi i świecącymi zabawkami i bez przerwy je włączał.

Coraz wyraźniej widziałam, że nie ma z nim kontaktu. Nie reaguje na swoje imię, ani na prośby czy polecenia. Na spacerze musi iść dokładnie tą samą trasą, nawet tą samą stroną ulicy i w to samo miejsce. Inaczej kończy się to płaczem, krzykami i pokładaniem na ulicy. Nie robił pa pa, nie klaskał. Czasami jakby zapadał się w sobie i patrzył w przestrzeń nieobecnym wzrokiem. Miałam wrażenie, że jest jak lalka, nieobecny – miał tak samo puste niebieskie oczy.

Zdecydowałam się na wizytę z Pawełkiem u psychiatry, który stwierdził u niego opóźnienie rozwoju psychoruchowego z cechami autystycznymi. Zapisał mojego synka na dodatkowe zajęcia grupowe dla dzieci autystycznych. W tym czasie Pawełek dostał też orzeczenie o potrzebie wczesnego wspomagania, czyli możliwość uczęszczania na zajęcia finansowane przez oświatę.

Terapeuci podpowiadali mi nowe zabawy, nowe techniki, jako próbę dotarcia do Pawełka i nauczenia go najważniejszego - naśladowania. Każdą wolną chwilę spędzałam na zabawie z Pawełkiem, która w istocie nie była zabawą, tylko ciężką pracą, ponieważ mój synek nie potrafił się bawić zabawkami, jak inne dzieci. Po prostu rzucał każdym przedmiotem bez względu, jakie miał przeznaczenie. A każda nowa zabawa spotykała się z odrzuceniem i dopiero po wielokrotnych próbach można było przystąpić do nauki nowej umiejętności czy zabawy. A Pawełek niestety nabywał nową wiedzę nieproporcjonalnie wolno w stosunku do ogromu włożonego wysiłku i czasu.

Bezskutecznie próbowałam nauczyć go sygnalizowania potrzeb fizjologicznych, co już powinno nastąpić w tym czasie. Pawełek nie chciał też sam jeść i domagał się karmienia. Nigdy też nie pokazał, że jest głodny czy zmęczony. Nie potrafił się sam ubrać ani rozebrać.

Próba z przedszkolem także spełzła na niczym. Mój synek apatycznie leżał przez cały dzień w kącie i w ogóle nie reagował na dzieci. Jego niska odporność na choroby sprawiała, że w zasadzie cały czas był chory. Po czterech miesiącach się poddałam i zabrałam go z powrotem do domu.

Niczego tak nie pragnęłam, jak znaleźć sposób na wydobycie Pawełka z tej pułapki ciągłych fiksacji. Chciałam do niego dotrzeć i po prostu go poznać - jaki jest, co lubi a co nie. Trzeba było znaleźć skuteczny sposób na wyleczenie Pawełka.

mama  Pawełka





 
dotacje dla Pawełka